Ponadgabaryty: MAN na przedzie – megatransport na 34 osiach

Robert Skuratowicz, właściciel firmy MTD Skuratowicz, odpowiedzialnej za transport (fot. MTD Skuratowicz)

Elementy maszyny TBM, która wydrąży tunel na odcinku drogi S19 Rzeszów–Babica, w dwóch konwojach, po pokonaniu 760 km, dotarły do celu. O wyzwaniach związanych z organizacją tego transportu opowiadał nam Robert Skuratowicz – właściciel firmy
MTD Skuratowicz.

Największy element maszyny TBM – nazwany przez internautów Karpatką – wyruszył z Opola 11 listopada ub. r. w konwoju 5 pojazdów – transport realizowały firmy MTD Skuratowicz i DB-PRO. Do pokonania była trasa 760 km, a na drodze m.in. 396 obiektów mostowych. Konwój o długości 4,5 km jechał nocami z prędkością 10 km/h.
Ten transport, jego organizacja i realizacja, był dużym wyzwaniem. Oczywiście były obawy, żeby coś się nie zepsuło, nie zsunęło. Jednak każdy z pracowników obsługujących ten transport pilnował, by wszystko na każdym etapie trasy odbyło się według planu. Dowieźliśmy oba elementy, pierwszy – największy element TBM – czyli głowicę maszyny, dostarczyliśmy z końcem listopada, następnie na początku grudnia załadowaliśmy drugi, cięższy element, czyli napęd maszyny, i dostarczyliśmy do celu 22 grudnia, dwa dni przed wigilią” – opowiada Robert Skuratowicz, właściciel MTD Skuratowicz, firmy realizującej transport.

MTD Skuratowicz to firma rodzinna. W transport maszyny TBM zaangażowała się cała rodzina Skuratowiczów. Senior rodu i założyciel firmy Kazimierz, ojciec Roberta, jechał w konwoju i osobiście monitorował transport przez 2 miesiące. Dzieci właściciela, Paulina i Arkadiusz, pomagały przy organizacji transportu i jego zabezpieczeniu oraz na bieżąco rozwiązywały pojawiające się utrudnienia.

Ciągnik balastowy MAN TGX 8×4 jeżdżący w zestawach do 250 t dmc. to czołowy pojazd konwoju w kombinacji push-pull. W zestawie znalazł się również „pchający” z tyłu ciągnik TGX – obydwa to modele TGX 41.680 z silnikiem V8 i obszerną kabiną kierowcy XXL (fot. K.Biskupska)

MAN w kombinacji push-pull
Ciągnik balastowy MAN TGX XXL 8×4, mogący pracować w zestawach do 250 t dmc., to czołowy pojazd konwoju w kombinacji push-pull. W zestawie znalazł się również „pchający” z tyłu ciągnik TGX – obydwa to modele TGX 41.680 z silnikiem V8 i obszerną kabiną kierowcy XXL. Pod maską obu pojazdów pracował ośmiocylindrowy widlasty silnik Diesla o pojemności skokowej 16,2 l, maksymalnej mocy 500 kW (680 KM), dysponujący maksymalnym momentem obrotowym 3000 Nm. Pojazd ma wzmocniony wał napędowy, 16-biegową automatyczną skrzynię biegów ze sprzęgłem hydrokinetyczym. Obydwa „konie” musiały wprawić w ruch naczepę niskopodwoziową z 34 liniami osi wahliwych obciążoną ładunkiem o masie 230 t. Warto dodać, że modele należące do MTD Skuratowicz to 2 pojazdy z 25 w takiej konfiguracji, jakie zostały przygotowane przez niemieckiego producenta.

W konwoju jechało w sumie 5 ciągników balastowych MAN o dużej ładowności. Oprócz dwóch, które prowadziły, jechały również pojazdy MAN o mocy 640 KM firmy DB-PRPO, będącej podwykonawcą. Masa zestawu z największym elementem TBM to 488 t, a masa zestawu z najcięższym elementem – 499 t.

Fot. K.Biskupska

Na modułach Goldhofera
Główne elementy maszyny TBM transportowane były na modułach Goldhofera THP-ET (17+17 osi) z obrotnicami do ładunków ciężkich. Ciekawostką było to, że obrotnice połączone były tzw. mostem fly-over-bridge, który tym razem był niejako elementem budowy naczepy i spełniał funkcję pomostu ładunkowego do rozłożenia ciężaru na osiach, a nie jak zazwyczaj jako nakładka wzmacniająca most.

W roku 2016 użyliśmy tego rozwiązania na Białorusi, gdy wieźliśmy reaktor. Wtedy na naszej trasie był obiekt mostowy, który nie wytrzymałby obciążenia. Pomocą posłużył most fly-over-bridge. Teraz pierwszy raz rozwiązanie to zostało wykorzystane do przeniesienia ładunku jako element budowy naczepy. Na potrzeby tego kontraktu dokupiliśmy jeszcze adaptery – to te żółte elementy spajające obrotnice z mostem, specjalnie zaprojektowane przez niemiecką firmę Greiner. To w sumie pierwszy i prawdopodobnie ostatni tak skonfigurowany transport” – tłumaczy nam Robert Skuratowicz i dodaje: „Pojawiały się pytania, dlaczego nie wykorzystać fly-over-bridge do zabezpieczenia obiektów mostowych na trasie. Ponieważ do pokonania mieliśmy ok. 400 mostów, to trwałoby to w nieskończoność. Poza tym niektóre obiekty mostowe są dłuższe niż fly-over-bridge”.

Fot. K.Biskupska
Główne elementy maszyny TBM transportowane były na modułach Goldhofer THP-ET (17+17 linii osiowych) z obrotnicami do ładunków ciężkich, połączonych tzw. mostem fly-over-bridge. Most ten pełni funkcję pomostu ładunkowego do rozłożenia ciężaru na osiach (fot. K.Biskupska)
Fot. K.Biskupska

Utrudnienia na trasie
Największym wyzwaniem podczas planowania trasy był ciężar zestawu oraz nośność obiektów mostowych i odcinków drogowych. Istotna była też skrajnia drogowa, czyli przestrzeń pomiędzy obiektem a drogą, aby transport mógł się w tym obszarze zmieścić.
Chcieliśmy jechać tak jak każda nawigacja wskazuje, czyli autostradą A4, jedną z najstarszych autostrad w Polsce. Autostradą, której mosty i wiadukty były budowane jeszcze według innych norm, odpowiednich dla normalnego transportu, a nie żeby takim ciężarem przejechać. Żadne wyliczenia nie wyszły pozytywnie i nikt nie dałby nam zgody, a my gwarancji na to, że mosty by się nie zawaliły. Drogi, którymi pojechaliśmy, to są najnowsze drogi, budowane według najnowszych standardów z mostami najwyższej klasy, które są w stanie przenieść takie obciążenie” – opowiada Robert Skuratowicz.
Wyzwaniem na trasie była Warszawa oraz odcinki budowanej autostrady A1 i drogi ekspresowej S19, gdzie konwój musiał zjechać z drogi głównej, by ominąć jeszcze nie dokończone skrzyżowania i fragmenty budowy.

Długość głównego zestawu to 74 m. Masa zestawu z największym elementem TBM to 488 t, a masa zestawu z najcięższym elementem – 499 t (na zdjęciu) (fot. MTD Skuratowicz)
Fot. MTD Skuratowicz

W Opolu nie byliśmy w stanie się przedostać do autostrady, bo wiadukt by nas nie przeniósł, więc wybudowaliśmy łącznik, tzw. bypass, 250 m drogi, wyasfaltowaliśmy, by bokiem wjechać na autostradę. Z kolei w Rzeszowie frezowaliśmy asfalt, by zwiększyć prześwit pod wiaduktem i przejechać, gdyż była to jedyna trasa, którą mogliśmy jechać” – wspomina trasę właściciel MTD Skuratowicz.

Jechali całą szerokością największych dróg w Polsce, kilkadziesiąt kilometrów na dobę. Na całej trasie było ponad 100 latarni do wyciągnięcia, mnóstwo znaków, niemal 400 obiektów mostowych z określonymi warunkami przejazdu – wszystko oczywiście było przeliczone. Parkingi były rozplanowane i zawczasu pozamykane. W pogotowiu czekał zapasowy ciągnik i samochód serwisowy. Konwój obsługiwało 15 pilotów.

Fot. MTD Skuratowicz

W trakcie przygotowań i uzgodnień niezbędnych do wydania zezwolenia na przejazd potrzebne było nie tylko przeliczenie i sprawdzenie wytrzymałości obiektów mostowych, ale także precyzyjne określenie miejsc postoju kolumny pojazdów i wymuszonej z tego powodu organizacji ruchu.

Łukasz Chwalczuk (fot. Iuridica)

Mimo że był to jeden transport z Opolszczyzny na Podkarpacie, ze względu na planowany czas przejazdu (trwający ponad 3 tygodnie) niezbędne było uzyskanie dwóch następujących po sobie zezwoleń. Wynika to z ograniczeń, jakie wprowadza ustawa o ruchu drogowym, która dopuszcza wydanie zezwolenia wyłącznie na 14 dni” – skomentował przygotowania transportu elementów TBM Łukasz Chwalczyk, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Transportu Nienormatywnego, i dodał: „Pomimo świetnego przygotowania nie obyło się bez zaskoczeń. Jednym z nich było nieposłuszeństwo uczestników ruchu drogowego, którzy pomimo ustawionych znaków drogowych „zakaz parkowania” postanowili pozostawić swoje auta w zabronionym miejscu, przez co niezbędne było wezwanie lawet oraz usunięcie blokujących samochodów osobowych. Ten przykład potwierdza, że największe ryzyko i problemy wynikają zawsze z czynnika ludzkiego”.

Autor: Katarzyna Biskupska

Transport TBM realizowały firmy MTD Skuratowicz i DB-PRO. Długość konwoju to niemal 4,5 km. Różnica czasowa pomiędzy pierwszym i ostatnim zestawem wynosiła ok. 30 min. Pojazdy poruszały się nocą z prędkością 10 km/h (fot. K.Biskupska)