W 2018 r. ponad 30 tysięcy firm transportowych w Polsce przewiozło o 18% więcej towarów niż w roku poprzednim, a sprzedaż ich usług wzrosła o blisko 13%. Jednak branża transportu ciężkiego będzie mieć teraz trudniej niż w ubiegłych latach. Dlaczego? O ile pozycja lidera w zakresie międzynarodowych przewozów drogowych w najbliższym czasie nie jest zagrożona, to rodzimi przewoźnicy muszą się przygotować na wyzwania.
Według najnowszego Rankingu Ryzyk Ekonomicznych dla firm na 2019 r. sektor transportowy ogółem zatrudnia 1 078 000 osób. Natomiast Raport Głównego Urzędu Statystycznego pokazuje, że to jedna z dwóch branż, w których zanotowano największy wzrost zatrudnienia w stosunku do 2017 r. Ilość zakupionych pojazdów o dmc. powyżej 3,5 t, których w 2018 r. było blisko 30 000, wzrosła o 8% w porównaniu z rokiem 2017. W 2018 r. polskie przedsiębiorstwa zatrudniające powyżej 9 osób przetransportowały 603,9 mln ton towarów, czyli aż o 10% więcej niż rok wcześniej, a ogólnie w transporcie samochodowym Polacy przewieźli 289 920 tys. ton ładunków. Wszystkie powyższe wskaźniki pozwalają ocenić transport drogowy jako sektor prężnie rozwijający się i stabilny filar polskiej gospodarki.
Czy na pewno?
Ekonomiści i eksperci rynku finansowego pokazują, że jest inaczej. W raportach dotyczących upadłości firm w 2018 r. można dostrzec wzrost takich niewypłacalnych przedsiębiorstw właśnie w sektorze TSL. Zadłużenie 27,8 tys. polskich przewoźników sięga łącznie ponad 925 mln zł, a jeszcze w 2017 r. kwota długu wynosiła 664 mln zł.
Przewoźnicy drogowi są szczególnie narażeni na niepewność i zachwiania zarówno w Polsce, jak
i u naszych eksportowych partnerów. Sytuacja nie jest sprzyjająca, gdyż niższy wzrost gospodarczy
w strefie euro, planowana secesja Wielkiej Brytanii, a także proponowane zmiany reguł funkcjonowania w międzynarodowym transporcie drogowym sprawiają, że przewóz towarów samochodami ciężarowymi staje się dużym wyzwaniem dla właścicieli firm – przekonuje Łukasz Włoch, główny ekspert Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców. – Ryzyka wewnętrzne, jak spadek rentowności krajowych przedsiębiorstw, na co szczególnie narażone są mniejsze biznesy, wzrost wynagrodzeń, a co za tym idzie kosztów pracowniczych, również będą miały znaczący wpływ na kondycję polskich transportowców. Dodajmy do tego jeszcze specyfikę rozliczeń za frachty, gdzie zleceniobiorca często otrzymuje zapłatę za wykonaną usługę po kilkudziesięciu dniach, a także skomplikowane i wciąż zmieniające się regulacje unijnych przepisów i wysokie kary za przewinienia – czynników zagrażających płynności finansowej firm transportowych jest wiele.
Jak na lekarstwo
Raporty dotyczące prognoz i zagrożeń podkreślają, że polscy przedsiębiorcy mają problem z zatrudnieniem wykwalifikowanych kierowców – szacuje się, że brakuje nam ok. 30 000 pracowników. W celu poprawy sytuacji ulegają zmianie przepisy, na przykład od tego roku:
- osoby niesłyszące mogą ubiegać się o prawo jazdy kat. C i C1
- wprowadzane są liczne ułatwienia dla pracowników ze Wschodu
- uczniowie zawodu kierowca mechanik oraz technik transportu drogowego w szkołach średnich mogą zdobyć uprawnienia kat. C i C+E
Wciąż jednak nie ma wystarczającej liczby kierowców, co znacznie hamuje rozwój przedsiębiorstw, ale też generuje koszty utrzymania i pozyskania pracowników. Dla wielu przewoźników, szczególnie małych, koszty utrzymania pracownika mogą okazać się trudne do zaakceptowania, tym bardziej, że stawki płacy minimalnej od 19 lat nieustannie rosną. Ponadto pracodawcy muszą mierzyć się z ciągłymi zaostrzeniami przepisów dotyczących rozliczania czasu pracy i płac. Co więcej przyznawane kierowcom i przedsiębiorcom kary w wielu przypadkach są nieadekwatne do przewinienia – komentuje Łukasz Włoch z OCRK.